Gdybym miał chwilę, poszedłbym na dworzec
Patrzyłbym jak żelazo sięga w dal
A w szynach odbija się słoneczny maj
Gdybym miał moment, siadłbym na peronie
W Otwocku... przyglądałbym się wam
Kamienie na trakcie, byłbym tam sam
Gdybym miał rękę, silną jak dłoń dziecka
Chwyciłbym słońca promienny snop
Z ułamka istnienia upichciłbym rok
Trawa by rosła jak ludzie w miłości
W każdym oddechu byłaby krztyna tkliwości
Wolna od zaborczej zażyłości
Tak witałbym i żegnał dążenia
Obojętne mi mary, widzenia
Poznawszy cudowność nieosądzającego
milczenia
Patrzyłbym jak żelazo sięga w dal
A w szynach odbija się słoneczny maj
Gdybym miał moment, siadłbym na peronie
W Otwocku... przyglądałbym się wam
Kamienie na trakcie, byłbym tam sam
Gdybym miał rękę, silną jak dłoń dziecka
Chwyciłbym słońca promienny snop
Z ułamka istnienia upichciłbym rok
Trawa by rosła jak ludzie w miłości
W każdym oddechu byłaby krztyna tkliwości
Wolna od zaborczej zażyłości
Tak witałbym i żegnał dążenia
Obojętne mi mary, widzenia
Poznawszy cudowność nieosądzającego
milczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz